środa, 24 kwietnia 2013

El Ferrol

26 grudnia 2007

Tym razem informację o wyjeździe dostałam stosunkowo szybko – o 15:30, zaledwie pół godziny przed wyjściem z pracy, ale aż trzynaście godzin zanim ruszyłam z kopyta spod domu. Tego samego wieczoru z Radkiem zorganizowaliśmy małą kolację (czyt. popijawę) świąteczno noworoczno pożegnalną dla naszych najbliższych znajomych i przyjaciół. Radek poczęstował wszystkich przepyszną cytrynówką własnej roboty, każdy z gości też przyniósł jakąś procentową ciekawostkę, tak więc około północy wstałam chwiejnym krokiem od stołu, mając w pamięci ten drobny fakt, że przecież za cztery godziny wyjeżdżam.

Wybiła czwarta dwadzieścia i tak rozpoczął się bieg po zdrowie. Z wizgiem opon taksówki wyhamowałam przed lotniskiem Oslo Torp na dwadzieścia minut przed odlotem samolotu ( być może pewien wpływ miało pewne opóźnienie związane z rozpaczliwą potrzebą mojego ciała, domagającego się opróżnienia żołądka do przydrożnego rowu – pamiętajcie, nie mieszajcie cytrynówki, wina, absyntu i ziołowych likierów – był to jednakże wpływ nieznaczny, zapewniam…), po czym okazało się, że pośpiechu nie ma, albowiem lot opóźnionym jest. W Kopenhadze na przebiegnięcie od jednej maszyny latającej do drugiej miałam w związku z tym również dwadzieścia minut, rekordy zaś biła przesiadka w Barcelonie. W pełnym pędzie dopadłam okienka chek-inu, z włosem rozwianym, wzrokiem dzikim, suknią plugawą… pięć minut do odlotu… by uzyskać informację, że boarding się właściwie nawet nie rozpoczął.

W A Corunie dowiedziałam się, że mojego bagażu nie ma. Nie ma i nie wiadomo właściwie gdzie przepadł, bo przecież tyle lotnisk było po drodze, ale jak tylko się znajdzie, to dadzą mi znać, najpewniej już po południu. Cóż..
Prosto z lotniska pojechałam na statek, gdzie biedny Zbyszek męczył się z Ecdisem, ucieszył się bardzo z części, popatrzyłam mu trochę na ręce, potem pogadaliśmy jeszcze z załogą, po czym wróciliśmy do hotelu. Poczułam się jak w niebie… Dwie godziny spędzone w wannie z książką, plus piętnaście stopni za oknem, czyli dla każdego, kto spędził pół roku w Norwegii tropiki - raj.

Następnego dnia obudziłam się ok jedenastej i postanowiłam od razu ruszyć na zwiedzanie miasteczka. El Ferrol jest przepięknym małym portowym miastem z wielką duszą…Wysokie temperatury nie przeszkadzają mieszkańcom świętować Bożego Narodzenia, choć robią to w typowo hiszpański sposób – tydzień przed Wigilią zaczyna się fiesta, która trwa aż do Nowego Roku. Każdego wieczoru organizowane są koncerty, pokazy ulicznych artystów, happeningi i zabawa do białego rana.

Centrum miasta to cztery długie równoległe ulice, wraz z łączącymi je przecznicami rojące się od małych knajpek, sklepików i kafeterii. Ulice zaczynały się akurat przy moim hotelu, a kończyły w marinie, pełnej małych jachtów i żaglówek, przytulonych do siebie przy pomostach tak, że na żadną nową jednostkę nie znalazło już by się miejsce. Obejrzałam dokładnie targ rybny, na którym roiło się od wszelakich, wciąż jeszcze żywych i ruchomych owoców morza, a niektóre z nich pierwszy raz widziałam na oczy. Rozsłoneczniona marina była dla mnie błogosławieństwem samym w sobie, możliwość przycupnięcia na ławeczce pod palmą, z widokiem na morze i niebo, konkurujące między sobą o intensywność błękitu… Spędziłam tam dobrą godzinę, po prostu ciesząc zmysły.

Wieczorem udałam się na fiestę, trafiłam na ostatni koncert rodzimego zespołu, który po trzydziestu latach opuszczał scenę… W szczytowym momencie na scenie grało równocześnie aż 14 artystów na przeróżnych instrumentach, w tym słynnych, galicyjskich dudach. Trunki lały się obficie, jedzenie leżało na stołach, dostępne dla wszystkich, bezpłatne… Niestety, następnego dnia musiałam już wyjeżdżać, a muszę przyznać, że dawno nigdzie nie czułam się tak zrelaksowana, spokojna i poukładana jak tam…
Cóż mogę dodać więcej? Może tylko to, że o mały włos przez własną głupotę nie pozbawiłam się bagaży w Berlinie. A może to, ze te zgubione hiszpańskie jeszcze do mnie nie dotarły, ale może pojawią się przed nowym rokiem. Kto to wie.

https://picasaweb.google.com/gayaruthiel/ElFerrol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz