26 grudnia 2007
Tym razem informację o wyjeździe dostałam stosunkowo szybko – o
15:30, zaledwie pół godziny przed wyjściem z pracy, ale aż trzynaście
godzin zanim ruszyłam z kopyta spod domu. Tego samego wieczoru z Radkiem
zorganizowaliśmy małą kolację (czyt. popijawę) świąteczno noworoczno
pożegnalną dla naszych najbliższych znajomych i przyjaciół. Radek
poczęstował wszystkich przepyszną cytrynówką własnej roboty, każdy z
gości też przyniósł jakąś procentową ciekawostkę, tak więc około północy
wstałam chwiejnym krokiem od stołu, mając w pamięci ten drobny fakt, że
przecież za cztery godziny wyjeżdżam.
Wybiła czwarta dwadzieścia i tak rozpoczął się bieg po zdrowie. Z
wizgiem opon taksówki wyhamowałam przed lotniskiem Oslo Torp na
dwadzieścia minut przed odlotem samolotu ( być może pewien wpływ miało
pewne opóźnienie związane z rozpaczliwą potrzebą mojego ciała,
domagającego się opróżnienia żołądka do przydrożnego rowu – pamiętajcie,
nie mieszajcie cytrynówki, wina, absyntu i ziołowych likierów – był to
jednakże wpływ nieznaczny, zapewniam…), po czym okazało się, że
pośpiechu nie ma, albowiem lot opóźnionym jest. W Kopenhadze na
przebiegnięcie od jednej maszyny latającej do drugiej miałam w związku z
tym również dwadzieścia minut, rekordy zaś biła przesiadka w
Barcelonie. W pełnym pędzie dopadłam okienka chek-inu, z włosem
rozwianym, wzrokiem dzikim, suknią plugawą… pięć minut do odlotu… by
uzyskać informację, że boarding się właściwie nawet nie rozpoczął.
W A Corunie dowiedziałam się, że mojego bagażu nie ma. Nie ma i nie
wiadomo właściwie gdzie przepadł, bo przecież tyle lotnisk było po
drodze, ale jak tylko się znajdzie, to dadzą mi znać, najpewniej już po
południu. Cóż..
Prosto z lotniska pojechałam na statek, gdzie biedny Zbyszek męczył
się z Ecdisem, ucieszył się bardzo z części, popatrzyłam mu trochę na
ręce, potem pogadaliśmy jeszcze z załogą, po czym wróciliśmy do hotelu.
Poczułam się jak w niebie… Dwie godziny spędzone w wannie z książką, plus piętnaście stopni za oknem, czyli dla każdego, kto spędził pół roku
w Norwegii tropiki - raj.
Następnego dnia obudziłam się ok jedenastej i postanowiłam od razu
ruszyć na zwiedzanie miasteczka. El Ferrol jest przepięknym małym
portowym miastem z wielką duszą…Wysokie temperatury nie przeszkadzają
mieszkańcom świętować Bożego Narodzenia, choć robią to w typowo
hiszpański sposób – tydzień przed Wigilią zaczyna się fiesta, która trwa
aż do Nowego Roku. Każdego wieczoru organizowane są koncerty, pokazy
ulicznych artystów, happeningi i zabawa do białego rana.
Centrum miasta to cztery długie równoległe ulice, wraz z łączącymi je
przecznicami rojące się od małych knajpek, sklepików i kafeterii.
Ulice zaczynały się akurat przy moim hotelu, a kończyły w marinie,
pełnej małych jachtów i żaglówek, przytulonych do siebie przy pomostach
tak, że na żadną nową jednostkę nie znalazło już by się miejsce.
Obejrzałam dokładnie targ rybny, na którym roiło się od wszelakich,
wciąż jeszcze żywych i ruchomych owoców morza, a niektóre z nich pierwszy
raz widziałam na oczy. Rozsłoneczniona marina była dla mnie
błogosławieństwem samym w sobie, możliwość przycupnięcia na ławeczce pod
palmą, z widokiem na morze i niebo, konkurujące między sobą o
intensywność błękitu… Spędziłam tam dobrą godzinę, po prostu ciesząc
zmysły.
Wieczorem udałam się na fiestę, trafiłam na ostatni koncert rodzimego
zespołu, który po trzydziestu latach opuszczał scenę… W szczytowym
momencie na scenie grało równocześnie aż 14 artystów na przeróżnych
instrumentach, w tym słynnych, galicyjskich dudach. Trunki lały się
obficie, jedzenie leżało na stołach, dostępne dla wszystkich, bezpłatne…
Niestety, następnego dnia musiałam już wyjeżdżać, a muszę przyznać, że
dawno nigdzie nie czułam się tak zrelaksowana, spokojna i poukładana jak
tam…
Cóż mogę dodać więcej? Może tylko to, że o mały włos przez własną
głupotę nie pozbawiłam się bagaży w Berlinie. A może to, ze te zgubione
hiszpańskie jeszcze do mnie nie dotarły, ale może pojawią się przed
nowym rokiem. Kto to wie.
https://picasaweb.google.com/gayaruthiel/ElFerrol
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz