środa, 24 kwietnia 2013

Wiedźma na końcu świata

8 października 2007

Ponieważ ostatnie dnie spędzam raczej aktywnie i powoli kończą mi się nieodkryte miejsca, jak również brakuje mi tu bardzo wiatru i morza, udało się nam namówić Jacka na podróż w nieznane.
Początkowym zamysłem było udanie się do Horten, jako do najbliższej miejscowości położonej nad morzem, ale kiedy wsiadłam do samochodu obaj panowie uśmiechnęli się do mnie tajemniczo i powiedzieli „Jedziemy  na koniec świata”. Ponieważ wycieczki w nieznane to jest to co wiedźmy lubią najbardziej, upewniłam się tylko że nie o Larvik chodzi i ruszyliśmy przed siebie. Cała podróż zajęła nam ok 2h w jedną stronę, ale biorąc pod uwagę panów zatrzymujących się co chwila na zdjęcia.

W pewnym momencie, niczym w trójkącie bermudzkim, wyrosła przed nami nieruchoma, pionowa ściana mgły. Wjechaliśmy w nią i momentalnie zrobiło się ciemno. Był to znak, że wjeżdżamy na półwysep, który Wikingowie określali jako koniec świata – Verdens Ende.

Nie dziwię się Wikingom. Po zaparkowaniu kilkaset metrów od końca półwyspu, tam gdzie kończą się drogi samochodowe, po przejściu tego krótkiego odcinka, wkracza się w niesamowity, widmowy świat. W mglistym półmroku majaczą nagie wyspy, coraz mniejsze i mniej wyraźne… Są z rzadka porośnięte trawą, i jest to jedyna forma życia na powierzchni. Życie podwodne natomiast to orgia barw i różnorodności. Czegóż tu niema : pąkle, rozgwiazdy, kraby, ławice narybku, wodorosty, małże, ślimaki i spektakularne, barwne meduzy to gatunki które można spotkać w największej ilości. Wszystko pachnie morzem (zdechłą rybą… – stwierdził Radek) i dopiero tu widzę jak bardzo brakuje mi tej woni w głębi lądu. Cudowne wilgotne powietrze było dodatkowym atutem, momentalnie poczułam się jak w domu. Dorzućmy jeszcze wybór wszelaki skał do wspinaczki i mamy mój prywatny raj. Gdybym tylko mogła wcale bym stamtąd nie wróciła…
Tu można obejrzeć zdjęcia: http://picasaweb.google.pl/gayaruthiel/WiedMaNaKoCuWiata02

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz